Jestem na Twitterze. Mam profile na Facebooku i LinkedIn. Jestem autorem kilku blogów. Wydaję elektroniczny newsletter.
Codziennie pracuję nad budowaniem osobistej marki dzieląc się wiedzą i doświadczeniem. Budowanie marki online to zadanie dla pracowitych i wytrwałych.
Zadziwiające jest jednak, że nie zarabiam na tym ani grosza. Nie tylko nie zarabiam, ale widzę, że czytelnicy oczekują wszystkiego za darmo.
Nikt nie chce odpowiadać na pytania jak budować markę – wszyscy chcą wiedzieć jak to się robi.
Obietnica mediów społecznościowych
W teorii media społecznościowe mają dać ludziom możliwość rozmowy o moich produktach i usługach poza moimi plecami. Ja mam możliwość obserwacji tych dialogów, włączenia się do nich, poprawy produktów i zarządzania reputacją online. Dzięki temu moja firma ma się rozwijać, a ja cieszyć się sukcesami. To wygląda bardzo zachęcająco na papierze.
Zaraz, zaraz... Przecież zawsze mogłem czytać recenzje moich produktów. Zawsze mogłem zadawać pytania klientom. I zawsze w oparciu o zebrane opinie i komentarze mogłem poprawiać produkty i opracowywać rozwiązania problemów klientów. Krótko mówiąc, większość tych możliwości była dostępna przed pojawieniem się mediów społecznościowych. Jaka zatem to różnica?
Podstawowa różnica to koszt. Utrzymanie stałej aktywności online wymaga dużego nakładu pracy i czasu. Gdybym był wielką firmą, mógłbym sobie pozwolić na zatrudnienie na pełny etat kogoś, kto non-stop umieszczałby wpisy na Twitterze, Google+ i Facebooku.
W praktyce wygląda to tak, że teksty piszę sam, redaguje je mój wirtualny asystent i troje studentów zajmuje się śledzeniem dyskusji w blogosferze.
W pewnym momencie dojdę do punktu kiedy zajmę się opracowaniem płatnych produktów. Przy okazji, te produkty nie będą zawierać treści, które wcześniej udostępniłem bezpłatnie w serwisach społecznościowych.
Moja wizja
Dokąd to zmierza? Kierując się doświadczeniem i intuicją, uważam, że media społecznościowe będą się rozwijać jako ważny kanał monitorowania oczekiwań, potrzeb, życzeń klientów i doświadczeń użytkowników produktów i usług. Media społecznościowe to ogromna sieć wymiany półprawd, plotek i pogłosek, a reputacja jest częścią marki – więc trzeba tym zarządzać.
Jeżeli chodzi o treści udostępniane przez firmy klientom, nie sądzę, że obecna sytuacja jest do utrzymania. Produkcja tekstów wysokiej jakości jest kosztowna. Tylko firmy, które będzie stać na dodatkowe honoraria dla swoich pracowników lub wynajęcie zewnętrznych autorów, utrzymają systematyczną publikację materiałów online.
Małe firmy odpadną z tego wyścigu, gdyż wymagania czytelników będą coraz wyższe a zyski znikome. Produkcja dużej liczby aktualnych i merytorycznych tekstów o wysokiej jakości wymaga wykształcenia i/lub fachowego doświadczenia – a to kosztuje. Jeżeli pojawi się popyt na aktualne, specjalistyczne i fachowe teksty (trudno dziś przewidzieć dynamikę tego popytu), będzie on zaspokojony w ramach płatnej prenumeraty.
Ci, którym udało się zdobyć rzesze czytelników, utrzymają mocną pozycję – ale tak zawsze było w okresie przesilenia. Poza tym, zdobywanie nowych fanów i czytelników to raczej funkcja marketingu bezpośredniego niż tworzenia wartościowych treści.
Konkluzja
W ciągu pięciu lat (do 2016) stopniowo będzie spadać ilość bezpłatnych treści online, gdyż autorzy wartościowych materiałów skupią się na działaniach przynoszących realne profity. Media społecznościowe pozostaną ważną platformą zarządzania reputacją i narzędziem monitorowania opinii, komentarzy i sugestii klientów.
Jakie jest Twoje zdanie? Napisz o tym w komentarzu.
Każdy kryzys online zaczyna się lokalnie. Nie każdy kończy się globalnie. Tel. 77 441 40 14.
poniedziałek, 30 maja 2011
Przyszłość mediów społecznościowych
Kategorie:
blog,
marketing,
social media
Ekspert zarządzania komunikacją kryzysową, konsultant public relations, trener medialny. Autor ponad 1,700 artykułów o PR, zarządzaniu ryzykiem i kryzysem, strategicznej komunikacji kryzysowej, komunikacji online, relacjach z mediami, wystąpieniach publicznych i pisaniu informacji prasowych. W poprzednim życiu poławiacz pereł. Nie lubi miejsca w samolocie daleko od wyjścia. Ulubiona książka: właśnie ją czyta :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz